środa, 29 czerwca 2016

Powrót?

To niezwykle szalony pomysł i muszę być chyba głupia, żeby myśleć o tym, że ktoś tu został. Ale może ktoś tu jeszcze jest, w co głęboko wierzę. Więc, jeśli chcecie jeszcze poczytać jakieś moje prace, to zapraszam na wattpada: https://www.wattpad.com/user/citrustree. Mam jeszcze inną wiadomość. Chcę tutaj wrócić, tu - na blogspota. Są wakacje i mam nadzieję, że uda mi się napisać tutaj coś sensownego. Także jeśli jesteście zainteresowani i choć troszkę tęskniliście, tak jak ja za wami, to zapraszam do czekania na nowy post, w którym podam link do nowego fanfiction. Do zobaczenia! x

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 9.

- Sam? Co ty tu.. Skąd ty się u wziąłeś? - Wysyczałem.
- Z Krainy Czarów, wiesz? Słyszałem, że się zaręczyłeś stary.
- Tak, możesz już iść.
- Nie tak ostro, Harold. Jesteś z tą małą, którą chciałeś bzyknąć na obozie?
- Nie chcia
- Jak nie, jak tak. Nie pamiętasz, jak się zakładaliśmy? Ktoś tu chyba wziął nasz zakład za bardzo na poważnie. - Zaśmiał się i stuknął moją klatkę.
- Harry kto to?
- Nikt, skarbie. Zaraz przyjdę. - Odkrzyknąłem do dziewczyny i odwróciłem się do trochę niższego mężczyzny przede mną. - Idź stąd. 
- Ona jest w domu? No ładnie.
- Idź.
- Spoko, spoko. Ale postaram się, żeby ona się o tym dowiedziała. - Puścił mi oczko i odszedł.
Jasna cholera.
Zamknąłem drzwi na zamek, jeden, drugi i wróciłem do Diany.
- Kto to był? - Pyta poprawiając koc.
- Listonosz. - Odpowiadam i siadam obok niej.
- Tak długo?
- Tak, do cholery!
Krzyknąłem na nią aż podskoczyła. Przez tego chuja wyżyłem się na niej, a nie chcę tego robić. 
Ona nic nie zrobiła, to ja jestem kretynem.
- Przepraszam, kochanie. - Pocałowałem ją w głowę i posadziłem na kolanach, a ona się we mnie wtuliła. - Nie chciałem, przepraszam.

Chwyciłem koc i usłyszałem szeleszczenie. Podniosłem go i zobaczyłem paczkę pianek. Chwyciłem ja i pomachałem jej przed oczami.
- No co. Byłam głodna. - Spaliła buraczka, a ja zacząłem się śmiać.
Wyjąłem jedną piankę i włożyłem do ust. Potem następną. Ona zresztą też.
- A ty nie miałeś na nie uczulenia?
- Mam.
- To dlaczego je jesz?
- Nie wiem.
- Aha.
- Aha.
Wybuchnęliśmy śmiechem, a ja oberwałem pianką.
- Upieczemy ciasto?
- A zrobisz mi kurczaka?
- Kurczak z ciastem?
- Czemu nie?
- Bo to trochę.. fu.
- Zamówmy pizze.
- Chińszczyznę.
- Pizze.
- Chińszczyznę z pizza.
- A na ciasto z kurczakiem się nie zgodziłaś.
- Słyszysz się?
- Nieee. Co oglądamy?
- Przyjaciół. Właśnie rozpoczął się maraton.
O Chrystusie.. Nie, że nie lubię Przyjaciół, ale widziałem wszystkie te odcinki już po kilka razy.. 
- Pojadę do sklepu. Chcesz coś?
- Duuużo jedzenia. I ogórki.
- Kiszone, czy konserwowe?
- Te i te.
- Dobrze. Coś jeszcze?
- Może dynię, zrobię taki przecier i ciasteczka. - Klasnęła w dłonie, a ja uśmiechnąłem się sam do siebie.
Jest urocza i to bardzo.
Założyłem kurtkę i buty, chwyciłem kluczyki w prawą rękę i wyszedłem z domu.
Zamknąłem go na klucz i udałem się do garażu. Odpaliłem auto i zacząłem wyjeżdżać z garażu.

W sklepie rozpoczęło się szaleństwo. Najpierw włożyłem do koszyka te ogórki, żeby nie zapomnieć. Potem jakieś słodycze między innymi pianki i żelki.
Owoce, warzywa, makarony. Jakieś sery i szynki, inne mięsa. Ryby i owoce morza, frytki i mieszankę warzyw.
Mleko, masło i inne takie. Jakieś napoje i dobre czerwone wino na wieczór.

W drodze powrotnej zahaczyłem o kwiaciarnię i kupiłem bukiet różowych róż.
Wróciłem do domu i zaniosłem wszystko do kuchni. Poszedłem do salonu, ale jej tam nie było. Obszedłem cały dom, ale jej nie znalazłem.
To nie jest zabawne. Przez okno wyjrzałem na ogród i zobaczyłem ją, jak rozmawia przez płot z jakimś chłopcem. Na oko cztero-pięcioletnim. Zbiegłem po schodach i wyszedłem tarasem.
Stanąłem obok niej i objąłem ją. 
- Widzę, że masz nowego przyjaciela, kochanie. - Cmoknąłem jej policzek i zobaczyłem jak się uśmiecha do tego dzieciaka.
- Jak masz na imię? - Zwróciłem się do niego.
- James, a ty?
- Harry. Nie jest ci zimno bez kurtki?
- Nie, ja tylko na chwilę wybiegłem po mojego pieska.
- Gdzie on jest?
- Chyba przeszedł przez wasz żywopłot. 
- Poszukam go. - Powiedziałem. - To dla ciebie. - Podałem jej kwiaty.
- Dziękuję. - Buziak.
Zostawiłem ich samych i zacząłem się rozglądać za psem. 
Obszedłem dookoła dom i nic. Sprawdziłem w pomieszczeniu na kosiarkę i tym podobne. Nie ma.
Odwróciłem się i ujrzałem małego, białego psa.
Trochę brudny. Wziąłem go na ręce i wróciłem do dwóch papużek nierozłączek. 
- To on?
- Uszatek!
Dosyć zabawne imię, ale co ja mogę.
Podałem małemu psa przez płot.
- Dziękuję!- Pisnął uradowany i przytulił czworonoga.
- Leć do domu, bo zimno. - Powiedziała do niego Diana i uśmiechnęła się słodko.
- Dobrze, dziękuję! - Powiedział i pobiegł do domu.
Moja ukochana odwróciła się do mnie i wiedziałem, ze coś ją gryzie.
- Też chcę takiego.
Roześmiałem się wesoło.
- Mogę ci kupić kochanie. - Powiedziałem do niej z uśmiechem.
- Nie, też chcę takiego syna.

sobota, 15 listopada 2014

Nowa lista informowanych.

Jeśli czytasz i podoba Ci się moje opowiadanie i chcesz być informowana/informowany o nowych rozdziałach na Twitterze, to napisz w komentarzu swój username. x

piątek, 14 listopada 2014

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 8.

Po naciśnięciu klamki wszedłem do pokoju o białych ścianach. Przypominał psychiatryk, przez ten kolor rozlany po każdym kącie. Duże okno, przez które widać było inne budynki i wieżowce było pośrodku ściany. Stała przy nim.
Przecież ona nie moz eteraz stać. Podszedłem z zamiarem przytulenia jej. Ale kiedy dotknąłem jej, to wzdrygnęła się i przestraszona odwróciła przodem do mnie.
Oddychała ciężko, miała wysuszone usta i oczy jej były lekko czerwonawe. Była blada, jak ściana.
- Zabiłam je.. - Wyrwało się z jej ust.
- Co?
- Zabiłam nasze dziecko.
- To nie Twoja wina, kochanie, to
- Nie! To moja wina! Jestm okropna, bezużyteczna, kompletna idiotka ze mnie! 
Nie mogłem dłużej słuchać, jak siebie obraża. Jest dobrym człowiekiem.
- Chodź. - Powiedziałem i wyciągnałem w jej kierunku rękę.
Popatrzyła na nią, a potem na mnie.
- Nie zasługuje na Ciebie. Nie zasługuje na to, by żyć. - Powiedziała i chwyciła rurkę owijając sobie szyję. Dusiła sama siebie. Od razu zacząłem jej wyciągać tę gumową rurkę, która była przyłączona do jednego z urządzeń.
Szarpała się i drapała, ale nie pozwolę jej zrobić czegoś tak głupiego. Chwyciłem oba jej nadgarstki i przycisnąłem jej drobne ciało do ściany. Łzy spływające po jej polikach wcale mnie nie pocieszały, a wręcz odwrotnie.
Czułem się źle, bo to też moja wina. Wywierałem na niej presję przez ostatni czas. Gdybym tylko wiedział, że była w ciąży.. Chamowałbym się. Ale skąd ja mogłem wiedzieć, że ona.. była w ciąży.

~*~

Tym razem musiała zostać w szpitalu na dłużej. Siedziałem przy jej łóżku dnie i noce. Nie spałem od trzech dni pilnując, by ona nie zrobiła czegoś głupieg, by.. nie próbowała kolejny raz targnąć na swoje życie.
Nabrała już koloru, przez co nie zlewa się tak bardzo z kolorytem tego pokoju, którego mam już dosyć. Wolę mój dom zdecydowanie bardziej od tego miejsca.
- Dzień dobry.
Obróciłem głowę i zobaczyłem wysoką pielęgniarkę o czarnych włosach, która zajmuje się dziś Dianą.
- Dzień dobry. Czy ona będzie mogła dziś wrócić do domu?
- Jeszcze nie wiem. Musimy zrobić kilka badań, ale w najlepszym wypadku około osiemnastej będziecie państwo mogli opuścić szpital. - Posłała mi miły uśmiech i wyszła zabierając kroplówkę.

Wsiadając do samochodu marzyłem tylko o tym, zeby położyć się z nią w ciepłym, dużym łóżku.
Podjechaliśmy pod dom i pomogłem jej iść.
Zamknąłem drzwi i kierowaliśmy się do sypialni. Ułożyłem jej ciało na materacu i przykryłem kołdrą. Opatuliła się mocniej i jęknęła cicho. Przykucnąłem przy brzegu łóżka i chwyciłem jej rękę.
- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej.
- Przynieść ci coś do picia? Albo jedzenia?
- Niee..
- Na pewno?
- Na pewno.
- Dobrze. Pókdę jeszcze na chwilę do kuchni.
- Harry?
- Tak, kochanie?
- Położysz się obok mnie?
Nie zostawię jej.
- Oczywiście.
Zdjąłem buty i wszedłem ostrożnie pod kołdrę. Przylgnęła do mojego ciała zanim zdążyłem się zorientować. Moja ukochana zanosi się płaczem, a ja nie wiem co mogę zrobić..

Gładzę jej głowę, plecy, rękę. Nie przestaje szlochać.
- Myszko.. - Hej, spójrz na mnie.
Niepewnie podnosi swoją główkę i patrzy zapłakanymi oczyma w moje.
- Kochasz mnie? - Zapytałem.
Kiwnęła głową.
- Nie, powiedz mi to.
- Kocham Cię, Harry.
- To dobrze, bo ja Ciebie też. Zawsze będę Cię kochał. Damy sobie radę, musisz tylko w to uwierzyć.
Gdyby to było takie łatwe...

*Sobota*
Bawi się moimi loczkami, gdy oglądamy film i siedzimy na kanapie. Jest taka cicha od pewnego czasu. Mała zagubiona księżniczka. Mógłbym ją tak nazywać.
Oglądamy jakiś film. Nie wiem nawet o czym jest, bo jestem całkowicie skupiony na Dianie. Chowa głowę w zagłębieniu pomiędzy moim ramieniem, a szyją i oddycha spokojnie.
Czuję jej oddech, ciepłe powietrze, które wydycha na moją skórę dając mi chwilowe uczucie ciepła. Potem następuje wdech i robi mi się zimno, ale przy każdym kolejnym wydechu ciepło powraca.
Nagle ktoś puka do drzwi.
- Otworzę. - Powiedziała i już chciała wstawać, ale ją zatrzymałem.
- Zostań, ja pójdę.
Wstałem i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je i.. Kurwa.. tej osoby bym się na pewno nie spodziewał.

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 7.

Muzyka.
- Słucham?
- Diana.. Zrozum, że..
- Że co?
- Że mi się podobasz.
- Co?
- Nic, nieważne. Możesz już iść.
- Nie pójdę. Ja..
- Tak, wiem. Masz narzeczonego i nie potrzebujesz nikogo więcej, nigdy mu nie dorównam i tak dalej.
- Zayn.. Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
- A to by coś zmieniło?
- Myślę, że nie.

- Właśnie. Wygłupiłem się tylko, no nic. W końcu nigdy przecież nie dorównam Harry'emu, prawda?

- Nie mów tak. Każdy jest inny i wyjątkowy, Zayn.
- Nie musisz się nade mną użalać. Nie mam 13 lat i nie jestem małą dziewczynką, okej?
Uraziło mnie to. Spuściłam głowę i nie odzywałam się. Zagryzłam wargę i powstrzymałam się od komentarza. 
- Coś się stało? Jezu, ja nie chciałem Diana, czekaj..
Wysiadłam z samochodu i zaczęłam iść w stronę domu. Świetny poranek. Kłótnia z Harry'm, a teraz jeszcze z Zaynem. Naprawdę ekstra.
- Zaczekaj!
Podbiegł i zatarasował mi drogę.
- Hej, poczekaj. - Oparł swoje ręce o moje barki zatrzymując mnie.
- Daj spokój..
- Nie płacz, przepraszam.. - Diana, hej, co się dzieje? Diana?
- Kręci mi się w głowie..
- Diana? Diana! Cholera, Diana otwórz oczy!
Chyba właśnie upadłam. Kręci mi się w głowie.. nogi mam jak z waty, a przed oczami robi mi się ciemno.

***
Perspektywa Zayn'a.

Siedzę na tym cholernym krzesełku już od dwudziestu minut. Nikt nic nie wie, kiedy pytam. Co to kurwa za szpital?! Nerwowo zagryzam wargę, a w pewnym momencie czuję nawet krew. 
Ona zemdlała przede mną na chodniku. To moja wina. Zadzwoniłem już do Harry'ego. Był wkurwiony. O wilku mowa. Wszedł do szpitala i rozglądał się. Kiedy napotkał mój wzrok wiedziałem, że nie będzie kolorowo.
- Gdzie ona jest? - Zapytał, gdy stał już obok.
- Zabrali ją na salę.
- Co się stało?
- Ona zemdlała.
- Kurwa, co?
- Zemdlała.
- Dlaczego się z nią spotkałeś?
- A dlaczego nie?
- Bo jest kurwa moja. To ty byłeś rano w naszym domu?
- Chciałem z nią pogadać.
- Świetnie - Prychnął - Czyli to Ciebie ukrywała.
Chciałem już coś powiedzieć, ale w naszym kierunku szła jakaś pielęgniarka. Patrzyła raz na mnie, raz na jakieś kartki. Była coraz bliżej, chwilę potem stała obok mnie. Wstałem i nie czekając na Stylesa zacząłem pytać.
- Czy wszystko z nią w porządku?
- A pan jest dla niej..?
- Nikim. Jestem jej narzeczonym, proszę mi powiedzieć co się stało.
No chyba sobie kurwa żartujesz, koleś. Ale mam to gdzieś, ważne co z nią.
Ta pielęgniarka spojrzała na mnie z żalem, a potem na Styles'a i  w kartkę. Wzięła głęboki oddech i ponownie spojrzała w kartkę. 
- Otóż.. pańska narzeczona poroniła. Bardzo mi przykro.
Spojrzałem na wyższego ode mnie mężczyznę i, kurwa, okej kłócimy się. Ale on stracił dziecko.
- Ale.. jak to? Nie, to nie może być prawda, przecież.. Ona znowu, nie. 
Znowu? Jak to znowu? Co się kurwa dzieje? O czym on pierdoli?
- Gdzie ona jest? - Zapytaliśmy jednocześnie.
- W sali A5.
Harry nie czekając na nic wyminął pielęgniarkę i pobiegł do tej sali. Ja nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Porozmawiałem jeszcze z tą pielęgniarką, a potem usiadłem z powrotem na krzesełku.

piątek, 31 października 2014